Logo Fundacja

Recenzje

kup bilety online

Gdzie był Marcus w zeszły poniedziałek?

Trzy osoby na niemalże pustej scenie, uwięzione pomiędzy ścianami z luster: miotające się sylwetki rezonujące w dwóch pozornych nieskończonościach. Małżeństwo oraz ich przyjaciel, których widz poznaje w trakcie rozmowy, niemalże w pół zdania, jak gdyby był przechodniem, do uszu którego mimowolnie dolatują podniesione głosy obcych ludzi. Robert (Marcin Dorociński) chyba nie kocha już swojej żony. Sara (Magdalena Boczarska) wprost przeciwnie – uważa, że miłość to sens życia. Sęk w tym, że od dwóch lat zdradza męża, bo obiektem jej uczuć stał się inny mężczyzna. Tej małżeńskiej scenie przygląda się Donald (Dariusz Chojnacki), który pcha całą akcję do przodu, choć jego jedyną rolą jest podniesienie pytania rozpoczynającego dramat: gdzie był Marcus w zeszły poniedziałek?
Osy to sztuka wielopłaszczyznowa. Można ją bez wątpienia odczytywać jako komedię, bo świetne dialogi skrzą się co kilka chwil komizmem. W wydobyciu humorystycznego potencjału służą także brawurowe kreacje bohaterów, odegrane w sposób tak groteskowy i przerysowany, a jednocześnie tak wiarygodny psychologicznie, że ich poczynania wywołują niepohamowane wybuchy śmiechu. Jest jednak w tej sztuce również druga warstwa, która – jeżeli zostanie dostrzeżona – szybko ściera uśmiech z ust. Wyrypajew zadaje bowiem bardzo poważne, wręcz egzystencjalne pytania. Słowami postaci zarzuca publikę problemami o charakterze fundamentalnym, ale – co intrygujące – nie udziela na nie odpowiedzi. Jedna z najważniejszych kwestii, która jawi się jako wydumana, ale przecież absolutnie niezbywalna, to: jak odnaleźć sens życia w świecie, który – zgodnie z naczelnym hasłem Friedricha Nietzschego – przeżył śmierć Boga?
Kwestia nie jest błaha. Kiedy niemiecki filozof ogłosił, że człowiek nowoczesnej, oświeconej Europy nie jest w stanie wierzyć, implicite twierdził, że to właśnie ów człowiek – zamiast Boga – będzie nowym twórcą wartości. Rzecz w tym, że zdaniem Wyrypajewa jednostka ludzka nie jest w stanie unieść tego potwornego brzemienia: być może potrafi stworzyć sobie spójny światopogląd, ale zupełnie nie wie, jak osiągnąć poprzez niego zbawienie. Człowiek nie jest nazbyt dobrym twórcą etyki. Donald skłonił żonę do aborcji i został kanibalem (sic!), ale obie te rzeczy umie sobie w pełni wytłumaczyć i podeprzeć racjami, z wprawą kazuisty nie gorszą niż ta Jezuicka, którą w Prowincjałkach krytykował Blaise Pascal. Sara jest pozornie wierząca, widzi w świecie wyższy cel, ale skażona „kulturą wyboru”, w której kobieta nie jest zmuszana do ślubu, lecz bez końca poszukuje ideału, stwierdza, że jej zdrada jest w pełni usprawiedliwiona. Jasne – okłamywała, ale tam, gdzie w grę wchodzi miłość, nie ma miejsca na kompromisy. W tym miejscu na myśl nasuwa się hasło, pod którym w USA dążono do legalizacji małżeństw homoseksualnych: love wins – miłość zwycięża, w domyśle bezwarunkowo. Chrześcijańscy krytycy poczytywali je za szantaż emocjonalny, bowiem miłość – jedna z naczelnych cnót ich religii – może usprawiedliwiać wiele działań, nie tłumaczy jednak wszystkiego. Choć zatem za legalizacją związków jednopłciowych mogą przemawiać inne racje, to debata, której byliśmy świadkami, dowodzi iż nasza kultura miłości romantycznej, mimo że bardzo młoda, zapuściła już korzenie na tyle głęboko, by stanowić naczelne hasło nowej, świeckiej, a zarazem bezkrytycznie przyjmowanej etyki.
Namysł nad religią i jej miejscem w życiu człowieka postsekularnego jest osią, wokół której obracają się Osy. Niekiedy motyw ten dochodzi do głosu wprost, często jednak skrywa się między wierszami. Jedna z najczęstszych propozycji, którą Robert składa Donaldowi, jest poddanie się psychoterapii (na którą, nota bene, uczęszczał niegdyś również ten pierwszy). Już Michel Foucault zauważył, że kozetka psychoanalityka zastąpiła w dzisiejszych czasach konfesjonał. Kto nie wierzy, a nie radzi sobie ze swoimi naturalnymi, ludzkimi dylematami, może za odpowiednie honorarium spędzić czas w wyłożonym dyplomami gabinecie, w poczuciu, że znalazł kompetentnego powiernika swoich sekretów. To jednak oczywiście tylko ersatz, bo psychoanalityk powie raczej, jak unikać zadawania pewnych pytań albo jak radzić sobie z brakiem odpowiedzi na nie, niż jak naprawdę na nie odpowiedzieć. Najlepiej dowodzi tego fakt, że zaleczony Robert łamie się w końcu i w bolesnym monologu, w swoistym odprysku vanitas, mówi o przemijalności ziemskich rzeczy, o tym, że ten, kto ma wiele albo zgoła wszystko, ostatecznie zostaje z niczym. Jak poradzić sobie z tą perspektywą? W jaki sposób znaleźć pocieszenie w rzeczach ziemskich, skoro każda z nich stanowi tymczasowy przystanek na drodze od jednego nieskończonego nieistnienia do innego nieskończonego nieistnienia? Nie może zatem dziwić, że jedynym stałym podłożem – ową opoką – może być wyłącznie to, co wieczne: nieważne, czy nazwiemy to Bogiem, Absolutem, czy jeszcze czymś innym.
Ostatecznie nie dowiadujemy się, gdzie Marcus spędził poniedziałek – u Donalda (co oznacza, że Sara kłamie) czy u Sary (co oznacza, że z prawdą mija się Donald). To nie jest ważne. Istotne jest co innego: to, że ten spór przywołuje tytułowe letnie osy, które – zgodnie z leitmotivem sztuki – „kąsają nas nawet w listopadzie”. Te słowa, które jak ostrze odcinają kolejne fragmenty spektaklu, można interpretować rozmaicie. W kluczu zaproponowanego tu odczytania tekstu, można je widzieć jako dawno uśpione pytania – te, które zadaje jeszcze dziecko – dotyczące „co?”, „dlaczego?”, „po co?”, a może przede wszystkim „skąd się wziąłem?”, a także „co się ze mną stanie?”. Na pozór wydaje nam się, że dorosły człowiek – „zanalizowany”, zamurowany w skonstruowanej przez siebie etyce, zniekształcony społeczeństwem – o tych kwestiach już nie myśli. To błąd. Wyrypajew zdaje się mówić: prędzej czy później owe osy zaczynają na nowo kąsać, zwłaszcza tak zdeklarowanych nihilistów jak dwójka męskich bohaterów. Dlatego pod koniec sztuki zwie się je „świętymi osami” – ostatecznie zmuszają one do tego, by pytać o eschatologię.
Osy nie dają odpowiedzi, ale zadają celne pytania. Dlatego, choć można nazwać je komedią, to tak naprawdę tekst sztuki sięga znacznie głębiej. Śmiech na ustach zastyga, momentami całkowicie znika, za to monolog za monologiem wali jak kolejny obuch, zmuszając do myślenia widza, który chciał się tylko dobrze bawić. I dobrze mu tak: być może tych właśnie bolesnych użądleń potrzebuje, nawet jeżeli jeszcze o tym nie wie.

 

Źródło: https://subiektywnik.pl/iwan-wyrypajew-osy-gdzie-byl-marcus-w-zeszly-poniedzialek/


Dodatkowe informacje

Jacek Jarocki, www.subiektywnik.pl, 7 września 2020

Mecenas Technologiczny Teatrów

billenium

Doradca prawny teatrów

139279v1 CMS Logo LawTaxFuture Maxi RGB

PARTNER OCH-TEATRU

SHUK maxfilm

WYPOSAŻENIE TEATRÓW DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

mkidn

PREMIERY W 2025 ROKU DOFINANSOWANE PRZEZ

Warszawa-znak-RGB-kolorowy-pionowy

PATRONI MEDIALNI

Wyborcza logo Logo poziom kolor Rzeczpospolita duze new winieta spis 2rgb logo czarneZasób 120

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

05 Logo MKiDN kolor biale tlo CMYK-01
Z OSTATNIEJ CHWILI !
X