Logo Fundacja

Recenzje

kup bilety online

W rzeczywistości przeciwieństw - z Bożeną Stachurą rozmawia Wiesław Kowalski

- Przełom roku 2013/2014 to okres dla Ciebie szalenie pracowity. Grudniowa premiera „Przedstawienia świątecznego”  Raya Cooneya w Och-Teatrze już za Tobą, a przed - styczniowa prezentacja „Lodu” Władimira Sorokina w Teatrze Narodowym. To chyba szalenie interesujące móc niemalże jednocześnie pracować nad tak różną materią literacko-teatralną, tym bardziej że nad ostatecznym kształtem farsy czuwała Krystyna Janda, a pod wodzą Konstantina Bogomołowa praca wciąż jeszcze trwa.

Rzeczywiście, równolegle trafiły mi się dwa teatralne projekty tak różne, że nieco można się zagubić, a  już na pewno na chwilę wyłączyć z rzeczywistości. Nie mialam w tym roku świątecznych ferii, bo graliśmy bardzo intensywnie (z Sylwestrem włącznie) "Przedstawienie świąteczne" w OCH-u, a zaraz po Nowym Roku wróciłam na próby do Konstantina Bogomołowa w Teatrze Narodowym. U Krystyny Jandy pełna ekspresja, charakterystyczne granie, tempo zawrotne i ogrom tekstu, a u Bogomołowa minimalizm, skupienie, milczenie, zakaz "szerokiego" grania... zatem zupełne przeciwieństwo.

- Spotkanie z tekstem Cooneya jest na pewno dla każdego aktora ciekawym doświadczeniem, jako że autor słynnego „Mayday” reprezentuje tak potrzebny w tym gatunku matematyczny umysł i doprowadzoną do perfekcji precyzyjność niezbędną w konstruowaniu przebiegu zdarzeń i charakterów postaci. Co w roli Tate, w którą wcielasz się w OCH-u, było dla Ciebie najbardziej zaskakujące? Sam autor nie ukrywa, że do pisania dobrych fars potrzebne jest też doświadczenie życiowe. Czy do zagrania również?

Ja zawsze twierdzę, że nie trzeba zabić, żeby zagrać mordercę. Doświadczenie życiowe nie jest dla mnie podstawą do budowania jakiejkolwiek roli. To, co spotkało siostrę Tate w życiu, nie jest moją osobistą historią. Staram się zawsze znaleźć w sobie takie pokłady prawdy, żeby tę cudzą bajkę wiarygodnie opowiedzieć. Siostra Tate na pewno nie jest naiwną idiotką, która przypadkowo zachodząc w ciążę z żonatym doktorem Mortimore, pretensjami rujnuje mu życie. Nie chciała psuć jego lekarskiej kariery, dlatego usunęła się w cień. Dała sobie dzielnie radę. I wszystko byłoby super, gdyby nie bąbelki szampana z okazji osiemnastych urodzin syna... Wtedy  wszystko wyszło na jaw, bo potomek zapragnął poznać tatusia... Lubię siostrę Tate za jej poczucie humoru, zabawowy charakter i gorące matczyne serce. Dobro syna przede wszystkim. Jest zdeterminowana, ale ma przy tym sporo wdzięku. I na pewno nie chce nikogo skrzywdzić. Praca nad tym spektaklem była wielką przyjemnością, ale też intensywnym wysiłkiem fizycznym. Człowiek wracał czasem z prób wykończony jak po siłowni, bo żeby coś było lekkie, dynamiczne i dowcipne musi być w pocie czoła wypracowane.

- Farsa, na Zachodzie wspomagana przez środowiska opiniotwórcze, w Polsce wydaje się wciąż być lekceważona. Krytyka teatralna nie poświęca jej zbyt wiele uwagi, choć sale teatralne są pełne widzów, którzy z własnej woli przychodzą i płacą za bilety. Czy nie jest to przypadkiem typowo polski paradoks? Czy  pusty, ale szczery śmiech rzeczywiście nie przystoi sztuce teatru?

Farsa to przede wszystkim jeden z najtrudniejszych gatunków, z jakim się w teatrze spotkałam. Wymaga niezwykłej dyscypliny od aktorów. Tu nie ma czasu na solówki, gra musi być zespołowa, na tym samym poziomie intensywności, nie można praktycznie zmarnować żadnego słowa. Nie wolno w farsie być na siłę dowcipnym, nie wolno kokietować widza i wymuszać śmiechu "śmiesznym" graniem. Im się jest w farsie prawdziwszym w emocjach, reakcjach, tym bardziej to szokuje widza i wywołuje jego spontaniczne reakcje. A śmiech szczery wcale nie jest "pusty". Ja myślę, że taki śmiech do łez, to też rodzaj teatralnego katharsis. Człowiek oczyszcza duszę, śmiejąc się do rozpuku. Uwalnia w sobie, zablokowane stresami codziennymi, pokłady energii. Stąd, myślę, publiczność tak chętnie wybiera dziś lekki repertuar. A Krystyna Janda świetnie czuje farsę, więc jej reżyseria jest gwarancją udanej, teatralnej terapii śmiechem.

- Podobne doświadczenia zdobywałaś w Teatrze Kamienica, gdzie niedawno pożegnałaś się z rolą Sylwii w komedii muzycznej „I tak Cię kocham”, która utrzymywała się w repertuarze teatru ponad trzy lata; nawet na przedstawieniu zielonym widownia pękała w szwach.

Widownia pękała i w szwach i ze śmiechu! To bardzo wesołe przedstawienie, uwielbialiśmy je grać i żałuję , że musiałam rozstać się z rolą szalonej Sylwii. To było moje pierwsze spotkanie z farsą i do tego jeszcze śpiewaną. Duże wyzwanie. Wiele osób wręcz nie poznawało mnie na scenie; a może inaczej, po prostu nie znali mnie od takiej jasnej, komediowej strony. No i miałam piękne solówki śpiewane! Jestem wdzięczna Emilianowi Kamińskiemu za tę teatralną lekcję.

- Zupełnie innym doznaniem jest zapewne spotkanie z Konstantinem Bogomołowem, którego spektakle uchodzą w tej chwili za najbardziej kontrowersyjne i radykalne w Rosji.  Choć z drugiej strony w przypadku spektaklu „Lear. Komedia”, pokazywanego w Warszawie na Festiwalu "Da! Da! Da!”, mówi się o odwadze Bogomołowa, który z Wielkiej Wojny Ojczyźnianej potrafił uczynić  przewrotną, rodzinną farsę. Jak ta radykalność reżysera przejawia się w metodzie pracy nad „Lodem” Sorokina, najsłynniejszego rosyjskiego postmodernisty?

Praca nad "Lodem" Sorokina to zupełnie inny świat, czasami bardzo dziwny i tajemniczy... Próby przebiegają w miłej atmosferze, bo Konstantin Bogomołow jest uroczym, inteligentnym, wrażliwym człowiekiem. Na szczęście nie stara się szokować aktorów jakimiś wstrząsającymi zachowaniami. Pracujemy w spokoju. On dokładnie wie jaki efekt chce uzyskać i krok po kroku to realizuje, w niezwykłym skupieniu. My, aktorzy, całkowicie jesteśmy mu podporządkowani. Praca przebiega bezkonfliktowo, a co z tego wyniknie? Wszyscy jesteśmy ciekawi...

- Mówi się, że Bogomołow niezwykle ostro wchodzi w konflikt ze współczesną rzeczywistością, tworząc dzięki temu kawał inteligentnego teatru.  Jakimi środkami reżyser chce zbudować wizję świata, w którym najczystsza rasa "mówiących sercem" niebieskookich blondynów chce przejąć panowanie nad Moskwą?

Na to pytanie nie powinnam chyba odpowiadać przed premierą, bo jednak musi być ten moment zaskoczenia. Na pewno ten spektakl dla obu stron nie będzie łatwy. Będzie wymagał od widza bardzo dużego skupienia i umiejętności słuchania. Reżyser nie będzie pomagał tu żadnymi efektami specjalnymi. Nie będzie nikogo prowadził za rękę. Minimalizm w graniu, cisza, statyczność obrazu - to główne środki wyrazu.

- Przygotowując „Idealnego męża” Oscara Wilde’a, w moskiewskim Teatrze Artystycznym, Bogomołow korzystał również z tekstów Czechowa, Szekspira, Tarantino i rosyjskich reklam. Czy adaptacja powieści Sorokina też będzie miała charakter kolażu inkrustowanego tekstami innych autorów czy zapożyczeń popkulturowych?

"Lód" Sorokina jest tu podstawą. Adaptację i wybór fragmentów Konstantin wciąż udoskonala, coś tam sobie zmienia, przestawia, wycina. Czasem przynosi fragmenty Biblii. Ten proces wciąż  trwa. Nie wiem, czy  jeszcze jakieś inne teksty się pojawią, ale główną bazą jest tu proza Sorokina.

- Powieść Sorokina jest w Polsce bardzo dobrze znana również dzięki spektaklowi w reżyserii Kornéla Mundruczó (Nemzeti Színház w Budapeszcie) pokazywanemu podczas XIX Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Kontakt” 2009 w Toruniu. W przypadku węgierskiej inscenizacji mówiło się o estetyce grunge’u, eksponującej  głównie syf, brud,  ohydę i okropność, a także pornografię,  okrucieństwo i rockandroll. Nie wszyscy widzowie tę konwencję kupili, stąd wielu opuściło spektakl jeszcze przed jego zakończeniem. Czy taka rozbieżność reakcji może towarzyszyć warszawskiej realizacji Bogomołowa w Narodowym?

Wszystko, co kontrowersyjne, wywołuje skrajne emocje. Jeśli tym mianem określa się teatr Konstantina, to pewnie odbiór "Lodu" podzieli widzów i być może znajdą się tacy, którzy wyjdą. Ale jednego dziś jestem pewna - w teatrze Bogomołowa nie ma miejsca na dosłowność, dlatego nie grozi tu nikomu epatowanie okropnościami, wulgaryzmami czy ohydą.

- Inaczej z powieścią Sorokina postąpił Alvis Hermanis, stawiając przede wszystkim na jej intertekstualność, wielopoziomowość  i walory formalne.

I na to też stawia Konstantin Bogomołow.

- Mówi się o Bogomołowie, że to „rosyjski Warlikowski”.  Czy pracując nad kształtem spektaklu, którego premierę zobaczymy 25 stycznia, widzisz już jakieś podobieństwa w sposobie kreowania teatralnej rzeczywistości?

Nie ośmielę się tu robić żadnych porównań, bo nie pracowałam nigdy z Krzysztofem Warlikowskim. A spektakl "Lód”, który teraz w Narodowym przygotowujemy, jest tak inny od  dotychczasowych przedstawienń Bogomołowa, przynajmniej tych, które widziałam w maju 2013 roku na festiwalu "Da!Da!Da!" ("Król Lear" i "Idealny mąż"), że trudno tu w ogóle stawiać jakieś tezy. Jestem ciekawa jak zostanie nasz "Lód" przyjęty w Warszawie, a potem w Moskwie, bo w marcu wybieramy się  na festiwal  Złota Maska. Trzymam kciuki za Konstantina, żeby udało mu się w Narodowym zrealizować to, co sobie zamierzył.

Warszawa 18/19 stycznia 2014

Mecenas Technologiczny Teatrów

billenium

Doradca prawny teatrów

139279v1 CMS Logo LawTaxFuture Maxi RGB

PARTNER OCH-TEATRU

maxfilm

WYPOSAŻENIE TEATRÓW DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

mkidn

PREMIERY W 2025 ROKU DOFINANSOWANE PRZEZ

Warszawa-znak-RGB-kolorowy-pionowy

PATRONI MEDIALNI

Wyborcza logo Logo poziom kolor Rzeczpospolita duze new winieta spis 2rgb logo czarneZasób 120

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

05 Logo MKiDN kolor biale tlo CMYK-01
Z OSTATNIEJ CHWILI !
X