koncert
MAREK DYJAK - KONCERT
Koncert połączony z premierą nowej płyty „Dyjak Publicznie”
Marek Dyjak – wokal
Jerzy Małek – trąbka
Leszek Szczerba – saksofony
Zdzisław Kalinowski – piano
Borowiecki – bass
Karol Domański – perkusja
Głos na granicy desperacji, krzyku i rozpaczy, nic sobie nie robi z takiej czy owakiej konwencji.
W przypadku Dyjaka autentyczności podważyć nie sposób, w swoich wypowiedziach czy na scenie przekazuje emocje wprost, bez obróbki.
- Płyta "Dyjak publicznie" jest nagrana na żywo w kawiarni na Chłodnej 25. Pomyślałem: "Ch.., niech ludzie usłyszą błędy, zobaczą, jak słabnę na scenie" - podkreśla. - Taka płyta to coś w poprzek rynku muzycznego, gdzie wszyscy są tak wytuningowani jak dziewczyny w czasopiśmie "Playboy". Nieautentyczne, syntetyczne, sztuczne smaki i zapachy.
Fani porównują Dyjaka do Wysockiego, często mówią o nim, że to "polski Tom Waits". - Uwielbiam Waitsa, ale to wycyzelowany teatr, taki "burdel pozorny" - śmieje się. - Waits zmienia głos, dostosowuje barwę. Ja nie umiem. Przeszłość zadbała o moją barwę. Nigdy nie wykonuję piosenki w ten sam sposób. Gram tak, jak czuję.
Recenzja płyty: Marek Dyjak, "Teraz"
Dzisiaj już mało kto zmartwychwstaje. Markowi Dyjakowi się udało. Dyjaka z wcześniejszych jego płyt i koncertów traktowano trochę jak osobliwość estradową, jak naturszczyka, który mierzy się z trudną materią piosenki autorskiej, ale jakby brak mu należytej kindersztuby. No to posłuchajmy nowej płyty. Z perpektywy tego słuchania jasne się staje, iż wyżej opisane sposoby zdefiniowania Dyjaka to jawny nonsens. Jest bowiem Dyjak artystą totalnym i totalnie oryginalnym, czego nie tylko rzeczona płyta „Teraz” dowodzi, aczkolwiek na pewno pozwala lepiej ową totalność wyczuć. Otóż nawet napisane i skomponowane przez innych twórców piosenki brzmią w wykonaniu Dyjaka jak jego własne, hiperosobiste, nieledwie intymne utwory. Głos na granicy desperacji, krzyku i rozpaczy, nic sobie nie robi z takiej czy owakiej konwencji – po prostu wyraża skrajne emocje. Tu nie ma miejsca na jakkolwiek rozumianą sztuczność, tak dziś modną i tak niemądrą. Autentyczności nie przyćmiewa nawet profesjonalizm instrumentalistów (vide trąbka Jerzego Małka czy klezmerski klarnet Jacka Sribniaka). Mocna to płyta, trzeba ją sobie odpowiednio dawkować, ale na pewno nigdy się nie znudzi.
Marek Dyjak, Teraz, Tararara
więcej na www.marekdyjak.pl
Ascetyczne komentarze, szczere surowe wykonanie szlifowane dźwiękami trąbki, historie o życiu, bez sztucznych filozofii i prostych skojarzeń. Poezja rasowana głosem, gdzie każdy wers był przeżywany i dało się odczuć ciężar tych opowieści oraz prawdę w nich zawartą. Wysłuchałem z przejęciem tych utworów na które liczyłem: Modlitwa, Piosenka w samą porę, Ta ostatnia niedziela. Wiadomym odczuciem była krótkotrwałość koncertu, gdzie każda melodia mógła być bisowana niejednokrotnie. Po około godzinnym występie, część opuściła Chłodną, część została, żeby dostać autograf, zrobić zdjęcie, zamienić słowo. Ja byłem w tej trzeciej „roszczeniowej” frakcji. Nie spodziewałem się, ale udało mi się wymienić słowo o poezji, muzyce, szacunku dla autentyzmu, kaskaderach literatury, Wojaczku, pojawił się nawet Ratoń. Pożegnaliśmy się pozdrowieniami, życzeniami zdrowia i szczęśliwej podróży.
(Maciej Włodarczyk)
Koncert w Kostrzynie nad Odrą potwierdził, że jest Artystą z najwyższej półki. Bo tylko tacy potrafią wywołać dreszcze na ciele słuchaczy. Charyzmatyczny, szczery do bólu, podekscytowany, a jednocześnie skupiony na tym co robi, wsłuchany w towarzyszących mu muzyków. Taki Dyjak może zapełnić największe sale koncertowe w tym kraju i tak się pewnie niebawem stanie, choć najlepiej spotkać go w małym klubie, tak na wyciągnięcie ręki...
(Zdzisław Garczarek)
Na koncert Marka Dyjaka, wielu fanów dobrej muzyki czekało z dużymi nadziejami. Czekało na koncert, ale i na samego artystę. Aby go zobaczyć, spojrzeć w oczy, zobaczyć i rozpoznać emocje na jego twarzy gdy śpiewa... To człowiek jak każdy z nas. Z przeszłością, z problemami, a jednocześnie jak mało kto uzdolniony. Nie boi się być sobą, kocha muzykę i mógłby wykonywać ją za darmo lub grając za piwo... Artysta przez wielkie A. Według Elżbiety Zapendowskiej jeden z najlepszych głosów w kraju, o ile nie najlepszy. Był brany pod uwagę jako odtwórca roli Quasimodo w polskiej wersji Notre Damme de Paris. W pierwotnej francuskiej wersji role ten brawurowo zagrał Garou. Do sfinalizowania musicalu nie doszło, gdyż Pan Marek nie chciał poddać się ... abstynencji alkoholowej. Do tej pory nie znaleziono równie idealnie pasującego artysty do tego wykonania. To człowiek, który już raz umarł. Dosłownie. Po udano/nieudanej probie samobójczej, stwierdzono zgon. Uratował go bąbelek powietrza, który dotleniał jego mózg. W "Rockerze" także doceniono twórczość Dyjaka. Można było zauważyć że przybyli to ludzie wrażliwi, którzy przyszli coś przeżyć, poczuć jakieś emocje, doznać refleksji. I z pewnością nikt się nie zawiódł. Sama osobowość tego artysty jest tak charyzmatyczna, że nie istnieje nic obok. Człowiek zaczyna czuć się jak po godzinnej medytacji, wychodzi oczyszczony z własnych problemów, być może z gotowymi rozwiązaniami. Może piosenki pana Dyjaka uczą jak żyć? A nawet jeśli komuś nie pasuje taka "wyśpiewana" wizja świata, to i tak warto posłuchać człowieka z różnego rodzaju doświadczeniami życiowymi. Poruszają w jego wykonaniu nie tylko słowa, interpretacja, ale nawet każde drganie strun. Wykonał swoje najpiękniejsze piosenki. Zresztą innych prawdopodobnie nie posiada....
(Kasai)