Marek Dyjak
MAREK DYJAK - BALLADY I ROMANSE - KONCERT
Zapraszamy na kolejny koncert Marka Dyjaka w Och-Teatrze. Tym razem usłyszymy utwory z projektu BALLADY I ROMANSE.
Na scenie Och-Teatru pojawią się:
Marek Dyjak - wokal
Jerzy Małek - trąbka
Michał Jaros - kontrabas
Marek Tarnowski - piano, cyja
Arek Skolik - perkusja
Sam siebie nazywa barowym grajkiem. Dla fanów jest polskim Tomem Waitsem. "Najbardziej prawdziwym głosem na polskim rynku muzycznym" - tak ocenia go krytyczka muzyczna, nauczycielka śpiewu Elżbieta Zapendowska. Dyjak to Dyjak - mówią przyjaciele; facet, który żył po bandzie, pił po bandzie, aż dotarł do końca drogi. On też tak czuł.
W 2008 roku na Wielkanoc przymocował do drzewa linkę holowniczą. Pogotowie stwierdziło zgon. Obudził się po kilku dniach w śpiączce, nic nie pamiętał.
więcej na www.marekdyjak.pl
Skąd muzyka? Proste, trzeba być bokserem Avii Świdnik, uczyć się na hydraulika i nagle zakochać się w koleżance starszej siostry. Tak Marek Dyjak zaczął parać się sztuką słowa kraszoną muzyką. Zakochany na śmierć i życie nauczył się paru chwytów, zarówno gitarowych jak i podstaw zapasów. Zapasów z życiem.
Z tej miłości nic nie wyszło, ale z muzyki owszem. Pierwszy koncert dał w Zielonej Górze w 1993 roku w Art Zin Gallery, potem morze się rozstąpiło. Znaczące pierwsze kroki, świnoujska Fama, Studencki Festiwal Piosenki w mieście Kraków, płyta "Sznyty" w 1997 roku, koncertowanie wszechpolskie. Zauważony, doceniony, zaczął przygodę z jazzem i jego polskimi kapłanami, zaczął również jakże fascynującą podróż po meandrach ciemnej wody, nad którą błyszczały kry mainstreamu z kanciastoostrymi krami. To z nich wydobywał się najpierw bulgot zadziwiającego wokalu a po chwili wynurzała się charakterystyczna twarz jakby pan Bóg zabawił się w rzeźbieniu starym kozikiem w kartoflu. Po chwili oddechu znikał w ciemnej toni.
Muzyka, wódka i cierpienie pożenione z pojemnym sercem prowadziły go przez lata. Płyta za płytą, litr za litrem, rozczarowanie za rozczarowaniem, notoryczna bezdomność, ale z czasem rozstąpione morze znudziło się, fale zmiękły i zaczęły toń zamykać. Zanim zapadł w przepastną głębię, rozpalił raz jeszcze ognisko. Zgasło, a morze się nad nim zasklepiło. Więc otulił szyję czułym sznurem, a potem na chwilę zmarł i zmartwychwstał.
Gra, koncertuje, jest dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych artystów w Polsce. Praworęczny bokser Avii Świdnik, niezrealizowany hydraulik.
Marek Grzelka