Życie zdeklarowanego bigamisty Johna Smitha między dwoma domami – w Streatham i Wimbledonie – pewnie przypominałoby sielankę, gdyby nie wypadek. Policja odwiedza go w obu mieszkaniach. Od tego momentu John i jego bezrobotny sąsiad z góry wiją sieć kłamstw, w której sami się plączą, wywołując tym przezabawne dialogi. Na „Mayday” mistrza farsy Raya Cooneya zaprasza warszawski Och-Teatr.
Można też pokusić się o stwierdzenie, że bohater obie żony kocha, co wynika z tego, jak dramatycznie stara się, by obie się o sobie nie dowiedziały, angażując w kłamstwa i podszywanie się pod wiele osób na raz lojalnego sąsiada Stanley’a (Artur Barciś). Ich „ugotowana” sytuacja, rodzi u widza współczucie, a coraz więcej komplikacji i spirala kłamstw bawią do łez.
Na wystawienie w Warszawie sztuka czekała 10 lat. Krystyna Janda, która postanowiła to zmienić i udostępnić ją nowemu pokoleniu, rzeczywiście wyświadczyła widowni przysługę, bo na „Mayday” nie bez powodu mówi się – najlepsza sztuka świata, do tego z dobrą obsadą, jak to ma miejsce w Och-Teatrze, zapewnia dużą porcję rozrywki.
Całość dopełnia podzielona na pół i utrzymana w wesołej kolorystyce scenografia z pomysłowo wplecionymi fragmentami obrazu Mondriana i piosenki Beatlesów, m.in. „Help”.